[dropcap2]J[/dropcap2]amnikowaty pojazd dotarł do przystanku na ul. Janiszewskiego. Wolne miejsca zapełniły się błyskawicznie. Magda korzystała z komunikacji miejskiej od dwóch lat. Samochód zostawiała na rogatkach miasta, by odległość
[dropcap2]S[/dropcap2]topy Marcina przylegały do podłogi. Drewniane krzesło ułożyło plecy pod kątem prostym. Rozczapierzone palce dłoni spoczywały na udach. Wdechy przeplatane wydechami w towarzystwie kadzidełka unosiły się w powietrzu.
[dropcap2]A[/dropcap2] był to jeden z tych dni, kiedy powietrze przygniata swym ciężarem do fotela. Panująca duchota i skwar nie dawał odetchnąć. Żaba stała przed sklepem z wielką kiełbasą w
[dropcap2]M[/dropcap2]ijała godzina. Agnieszka siedziała przy stole. Blat był jedynym jej oparciem. Łokcie upominały się odpoczynek, zwłaszcza lewy. Prawą ręką kolejny raz otarła łzy. W piątek jest przyjęcie u
Droga na dworzec przypominała bieg z przeszkodami. Pokonanie ostatniego kilometra do dworca Michałowi zajęło 30 minut. Wpadł do poczekalni, nasłuchiwał chwilę zapowiedzi. Zostało 5 minut. Schodząc po schodach
Promienie popołudniowego słońca niezdarnie stopowała markiza. Wraz z wiklinowymi fotelami przypominała dawne czasy świetności lokalu. Twarz Bartka odbijała się w szybie. Myślał. Do spotkania z klientem zostało kilka minut. –